Stan Zweinstein Stan Zweinstein
104
BLOG

"La Luna" LSW, 2015, Stan Zweinstein incredible adventure in Moscow

Stan Zweinstein Stan Zweinstein Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Było już późno gdy Stan opuścił Instytut Badań Kosmicznych i udał się do akademika dzierżąc zakupione puszki z kawiorem w małym plecaku, służącemu w zamian teczki. Kiedy wysiadł na stacji metro Bielajevo było już zupełnie ciemno. Ulica Komsomolskaya była zupełnie pusta ale koło budki z lodami na skraju zgromadziła się grupka mężczyzn. Przechodząc obok nich Stan pochwycił ich ponure spojrzenia i mrowie przebiegło mu po karku.

Znowu coś kombinują – zdążył pomyśleć, kiedy jeden z nich z ogoloną głową, bez czapki wyskoczył błyskawicznie na chodnik i silnie szarpnął Stana za koszulę tak że aż rozdarła się w miejscu gdzie z lewej strony na wysokości serca znajdowała się kieszonka. Stan nagle szarpnięty przewrócił się na brzegu trawnika i przerażony spojrzał na grupę przestępców.

Nie ruszaj się – krzyknął inny o wysokiej chudej postawie podobnej do tyczki chmielu. Nie będziemy się z tobą patyczkować, - krzyknął i odpinając płaszcz wysunął spod niego krótki pistolet maszynowy z wyraźnie widocznym laserowym celownikiem optycznym zamontowanym na lufie.

Żadnych sztuczek nie próbuj - syknął przez zęby celując w leżącego na ziemi Stana – tym razem nam nie ujdziesz. Ani się rusz – dodał. Inni jego kompani przyglądali się biernie widowisku.

Stan zamarł ze strachu i obserwował jak chudy bandyta przeładował zamek pistoletu a laser celownika zieloną plamką zaczął ślizgać się po piersi Stana. Starał się przy tym nie poruszyć bo wiedział, że pistolet jest naładowany i kula siedzi w komorze nabojowej. Trzeba zatem spokojnie wykonywać polecenia chudego, nie ma innego wyjścia, zimno kalkulował w głowie Stan. A może spróbować tej samej taktyki co poprzednio przebiegło mu przez myśl. Odrzucił jednak tą ideę jednak jako, że naładowana broń mogłaby wypalić szybciej niż on może zareagować.

W tym momencie zielone światło z celownika laserowego zatrzymało się na wysokości serca. Stan spostrzegł to z przerażeniem ale zdążył też dostrzec, że koszula była w tym miejscu rozdarta a z kieszonki wystawał fragment ampułki wypełnionej tajemniczym szarym pyłem którą Stan odebrał z rąk Larisy. Przypomniał sobie w ułamku sekundy, że nie myśląc o tym po odebraniu ampułki z rąk Larisy, wsunął ją do tej właśnie kieszonki na koszuli.

Nim Stan zdążył to wszystko sobie uświadomić zielony promień lasera padł bezpośrednio na ampułkę.

W jednym momencie cała najbliższa okolica w promieniu około pięćdziesięciu metrów rozjarzyła się upiornym jasną poświatą. W miejscu grupy stojących mężczyzn zobaczył jedynie ciemne zarysy szkieletów. Budka z lodami zniknęła ale w pobliżu pojawiły się jasne zarysy jakichś przedmiotów o kształtach figur geometrycznych. Niektóre z nich poruszały się inne tkwiły w bezruchu. Dojrzał również biało świecące istoty, tak mu się przynajmniej wydawało, o wydłużonych głowach z dobrze wyrażonymi dużymi otworami oczodołów oraz z dwoma kończynami wychodzącymi z tułowia. Dolnych kończyn Stan nie zauważył, a jedynie coś na kształt ogona przy pomocy którego te istoty się posuwały. Zdążył jeszcze zauważyć, że jedna, najbliżej niego przebywająca postać pochyliła się i spojrzała mu prosto w twarz. Na tej twarzy jak Stan zauważył zamalował się grymas przerażenia, pewnie podobny do tego jaki musiał widnieć na jego własnej twarzy.

Tego było już Stanowi za wiele. Jego przerażenie osiągnęło taki pułap, że zapomniał zupełnie o grupie przestępczej która go właśnie napastowała. Nadludzkim wysiłkiem porwał się na nogi i chwytając ręką wylatującą mu z rozdartej kieszonki ampułkę, pognał co sił w nogach na przełaj ku widniejącym z dala wysokim budynkom akademików na Ostrowitianova. Z gardła jego wydobywał się przy tym przeraźliwy krzyk. Usłyszał jeszcze za sobą trzask krótkiej serii wystrzałów, ale nic nie zdołało go już zatrzymać w tym szaleńczym biegu.

Dobiegłszy do akademika nie okazując nawet przepustki i nie czekając na windę wbiegł na trzynaste piętro i wpadł z impetem do pokoju gdzie mieszkały Małgorzata z Ewą.

Rany Boskie! – krzyczał w wniebogłosy, nie mogąc się uspokoić, - Widziałem duchy! - wyrzucił wreszcie z gardła, - goniły mnie duchy, cała sfora duchów!

Teraz dopiero zdał sobie sprawę, że w pokoju znajduje się prawie komplet klubowiczów a wszyscy oniemieli widząc niezwykłe zachowanie się niewzruszonego dotąd Stana.

Szybko Docent, napij się to ci pomoże – podniósł się siedzący na łóżku Maciek i podał Stanowi szklankę napełnioną do połowy koniakiem.

Stan znieruchomiał uświadamiając sobie teraz idiotyczne położenie w jakim się właśnie znalazł, wziął jednak szklankę do ręki i jednym duszkiem wypił całą jej zawartość.

Napadli na mnie, zaczął mówić trochę bez ładu i składu, - gonili mnie.

Kto? - pytała Małgorzata.

Bandyci, duchy kto zresztą ich tam wie?

Patrzyli na Stana z niepokojem.

Stan nie wiedział co ma jeszcze powiedzieć, w głowie miał istny zamęt. - Przyniosłem wam kawioru – zaczął mówić wreszcie z sensem, - wyciągnął z plecaka zakupione w kantynie puszki. Teraz zauważył że ręka w których trzymał puszki ocieka sowicie olejem.

Małgorzata odebrała od niego puszki na których widniały dwa okrągłe otwory. Po otwarciu puszek za zdumieniem wyciągnęła ze środka dwie kulki pistoletowe.

 

Więcej o moich przygodach w Moskwie dowiecie się z książki "La Luna" LSW

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości